Od kilku lat w Stolarce trwały poszukiwania atakującego naprawdę dużego kalibru. W tym roku wydaje się, że cel ten został osiągnięty. Tuż po powrocie z Francji do zespołu Stolarki dołączył bowiem Mariusz Sordyl. W trakcie rozgrywek okaże się czy poczyniony transfer zaliczyć będzie można do udanych.
Swą siatkarską karierę Mariusz Sordyl rozpoczynał w klubie Beskid w rodzinnym Andrychowie, jeszcze w latach osiemdziesiątych. Już jako junior zdobył tytuł wicemistrza kraju. Zaś razem z reprezentacją Polski brał udział w Mistrzostwach Europy (czwarte miejsce) i Mistrzostwach Świata (miejsce siódme). Wtedy był jeszcze rozgrywającym. Przygoda na pozycji atakującego miała się dopiero rozpocząć.
Z Andrychowa trafił do pierwszoligowej Resovii. W Rzeszowie już w pierwszym sezonie zagrał w podstawowej szóstce. Dwa lata później (1990 rok) wylądował w Olsztynie. Z miejscowym AZSem dwukrotnie zdobył tytuł Mistrza Kraju i Puchar Polski. W 1992 roku polski trener ściągnął go do francuskiego Tourcoing. W tamtejszej ekstraklasie zespół ten zajął wówczas czwarte miejsce.
– Po reorganizacji francuskich przepisów ograniczono liczbę zagranicznych zawodników w tamtejszej lidze. Nie miałem wtedy żadnych ciekawych ofert więc zdecydowałem się na powrót do kraju. W Polsce w tym czasie zaczęło się dziać dobrze w siatkówce. Różnice w finansach nie były aż tak duże. Wiele przemawiało więc za tym by znów zagrać u nas – opowiada atakujący.
Tamten rok był szczególnie pamiętnym dla warszawskiej Legii. Razem z tym klubem Sordyl święcił triumfy zdobycia Pucharu Polski. Pomógł także wojskowym powrócić do grona najlepszych zespołów w kraju. Mimo odnoszonych sukcesów, gdy nadarzyła się okazja wyjazdu, nie zawahał się. Znów kolejne dwa lata postanowił spędzić we Francji. Z klubem Awignon zajął czwarte, a w następnym sezonie siódme miejsce we francuskiej ekstraklasie.
Próba stabilizacji
– W pewnym momencie zacząłem po raz kolejny myśleć o stabilizacji, o powrocie na stałe. Chciałem przygotować sobie miejsce do dalszego życia. Miał to być, jak się okazało Olsztyn – mówi Mariusz Sordyl. – Niestety po fatalnym sezonie i spadku AZSu z IA znów skorzystałem z oferty wyjazdu. Tym razem na dwa sezony przyjął mnie klub ze Strasburga. Stabilizacja musiała poczekać.
Następna okazja nadarzyła się w tym roku. Tuż po powrocie na przeciw Sordylowi wyszła Stolarka. Była pierwszym klubem, który zaproponował mu miejsce w zespole.
– Są pewne miejsca, które interesują mnie szczególnie – mówi nowy nabytek Stolarki. – Między innymi jednym z nich jest Wołomin. Odpowiada mi jego położenie, w centralnej części kraju. Stąd praktycznie mam wszędzie blisko. Daje to możliwość szybkiego przemieszczania się. Poza tym dużo dobrego słyszałem o trenerze.
Sordyl przyznaje, że argumentem za byli również dawni klubowi koledzy z czasów warszawskiej Legii, Jacek Makowski i Rafał Legień.
Sezon bardzo ważny
Kontrakt Mariusza Sordyla mówi o jego rocznej grze w Stolarce z możliwością przedłużenia na kolejny rok. Nie ukrywa on, że zarówno dla zespołu, jak i klubu ten sezon jest bardzo ważny.
– Ci ludzie chcą się uczyć i dążyć do tego by w Wołominie był pełny profesjonalizm – chwali swych nowych kolegów. – To bardzo ważny rok dla Stolarki.
Na pytanie o szanse T.S. na utrzymanie w IA, Sordyl odpowiada krótko: gdybym ich nie widział nie przyszedłbym do tego klubu. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że temu zespołowi będzie ciężko walczyć o medale. Stać nas jednak na to, by wypracować taki poziom gry, który pozwoli na zdobycie środkowego miejsca w tabeli.
W osiemdziesięciu procentach pewnym już jest, że Sordyl zajmie miejsce dawnego libero, że będzie grał po przekątnej z rozgrywającym i skupi się na nim większość atakowanych piłek.
– Zostałem kupiony, jak klocek, który ma zająć w zespole konkretne miejsce. Nie jest to równoznaczne z tym, że będę grał. Wszystko zależeć będzie od mojej dyspozycji – mówi.
Podobnie mówi o nowym zawodniku Krzysztof Felczak. Chwali jednak Sordyla za wszechstronność. Grał on bowiem w czasach juniorskich na pozycji wystawiającego. Później zaś dużo przyjmował m.in. w reprezentacji kraju. To wszystko świadczyć może na przykład o tym, że poradzi sobie w różnych sytuacjach, nawet ekstremalnych, a takie, jak wiadomo na boisku zdarzają się nierzadko.
Sam zainteresowany narzeka na swój blok. Uważa, że to najsłabszy element jego siatkarskiego rzemiosła.
Wrażenia po latach
Przez częste wyjazdy zagraniczne Mariusz Sordyl stracił kontakt z polską ekstraklasą. Mimo to już widzi, że znacznie różni się ona od francuskiej.
– Może nie wszystko co związane jest z francuskim sportem należy pochwalać i powielać, sporo jednak tego co dobre w tamtej siatkówce będę teraz mógł przekazać tu w Stolarce – tłumaczy atakujący.
Z Mariuszem Sordylem rozmawiałem niespełna trzy i pół tygodnia po powrocie do kraju. Pierwsze o czym powiedział, spytany o wrażenie, to była różnica w stylu życia między dwoma krajami.
– We Francji nie ma tylu zmartwień. Opieka socjalna, medyczna w Polsce to największe problemy z jakimi muszę się zmagać. Na razie czuję się jeszcze bardzo zagubiony, ale takie są widać polskie realia. We Francji obywatel czuje pewnego rodzaju komfort. O wiele mniej czasu poświęca na załatwianie formalności związanych chociażby z opieką medyczną. Wszystko odbywa się sprawniej – opowiada Sordyl.
Mariusz Sordyl mierzy 200 centymetrów. Ma żonę Iwonę i pięcioletnią córkę Kamilę. Być może ten powrót okaże się dla niego i jego bliskich tym ostatnim, pozwalającym na osiągnięcie pewnej stabilizacji i unormowanie życia, dzielonego dotąd między Polskę i Francję.
Piotr Łaski
Wieści Podwarszawskie Nr 41 (500)
15 października 2000