– Taktyka władz przypomina zachowanie strusia, z chowaniem głowy w piasek włącznie. Dowodem tego jest chociażby brak odpowiedzi na wszystkie pisma, jakie wystosowano w ciągu ostatnich dwóch lat do wołomińskich władz.
O kontaktach Stolarki z wołomińskimi władzami i przejściu pierwszoligowego zespołu do Radzymina, z Jarosławem Szerszeniewskim menedżerem klubu rozmawia Piotr Łaski.
– Jakiej pomocy udzielają Towarzystwu Siatkówki Stolarka władze Wołomina?
– Miasto nieodpłatnie użycza nam obiektów, w których trenujemy i na których terenie mamy swoją siedzibę. To dla nas jedna z bardziej istotnych form pomocy, jaką otrzymujemy. Poza tym rokrocznie, doceniając sportowy rozwój klubu i zainteresowanie nim społeczności lokalnej, udzielało nam dofinansowania (gwarantowana suma w budżecie, przez ostatnie dwa lata było to 80 tysięcy złotych – przyp. aut.). Pieniądze te przeznaczaliśmy głównie na zakup sprzętu np. siatki, na której gramy, piłek itd. Tak było do tego roku, to znaczy do przygotowywanego na dwutysięczny rok budżetu, kiedy to obecna rada i autorzy budżetu nie przewidzieli dla nas nawet 50 groszy. Dopiero pod koniec rozgrywek ligowych, gdy zainteresowanie naszymi meczami wzrosło i realny stał stawał się awans do elity siatkarskiej, Rada Miasta przyznała nam dotację w wysokości 20 tysięcy, a po awansie nagrodziła nas dodatkowo kwotą 25 tysięcy.
– Czy uważa pan, że pomoc ta jest wystarczająca?
– Ocenę tego, czy jest ona wystarczająca zostawmy władzom naszego miasta. Proszę mi jednak pokazać dziedzinę życia społecznego, w której wdrapał się Wołomin na czołowe miejsca w Polsce – ranking miast zagrożonych zorganizowaną przestępczością z tego wyłączmy. Nasuwa się w związku z tym proste pytanie – jeżeli coś się dynamicznie rozwija, tworzy się wokół tego pozytywny klimat, to czy władze odczuwają chęć wsparcia takiej działalności? Wielokrotnie też mówiłem o tym, że jeżeli są uwarunkowania związane z pomocą dla Towarzystwa Siatkówki (czytaj: problemy – przyp. aut.), przeznaczaną z działu budżetowego sport, to może warto byłoby zastanowić się nad stworzeniem z zespołu siatkarzy elementu promocyjnej polityki miasta. Obserwując wydatki na promocję gminy wnioskuję, że są w tym dziale większe środki niż te, na które moglibyśmy liczyć z działu sport.
– Inne miasta nie dotują podobno klubów sportowych, a Wołomin jest przecież w katastrofalnej sytuacji finansowej. Czemu więc T.S. spodziewa się dotacji od władz kiepsko prosperującego miasta?
– Po pierwsze, nie domagamy się dotacji, zaś uważamy tylko, że jeżeli coś jest wartościowego, to należałoby to wesprzeć. Po drugie nieprawdą jest, że inne miasta nie dotują klubów sportowych. Są miasta w o wiele gorszej sytuacji od Wołomina np. Wałbrzych, czy Radom, gdzie bezrobocie strukturalne jest bardzo wysokie i sięga 20%. Mimo to tamtejsze władze lokalne rozumieją i dostrzegają wagę sprawy. Przeznaczają na kluby kwoty sięgające nawet 400 tysięcy złotych. Tak sytuacja przedstawia się między innymi w Radomiu.
– Jak w związku z tym klub widziałby współpracę z władzami miasta? Jaka jest też ona w rzeczywistości?
– Przede wszystkim należałoby zrezygnować z osobistych ambicyjek, usiąść do stołu i porozmawiać o tym, czego od klubu oczekuje miasto oraz czego od miasta może się spodziewać klub. W rzeczywistości współpraca jest niekształtna i nijaka. Zaszliśmy już tak daleko (mowa o sukcesach sportowych Stolarki – przyp. aut.), że konieczne stałoby się zorganizowanie spotkania przedstawicieli władz miejskich z władzami klubu. Indywidualne rozmowy prowadzone dotychczas przypominają głuchy telefon i nie posuwają sprawy. Taktyka władz przypomina zachowanie strusia, z chowaniem głowy w piasek włącznie. Dowodem tego jest brak odpowiedzi na wszystkie pisma, jakie wystosowaliśmy w przeciągu ostatnich dwóch lat do wołomińskich władz.
– Czy T.S. wywiera wpływ na decyzje lokalnych polityków? Czy tworzy wokół siebie i swoich spraw lobbing? Jak w ogóle próbuje dbać o swoje interesy?
– Widać z tego, że nasza argumentacja nie trafia do przekonania wielu tych, do których chcielibyśmy aby dotarła. Być może jest ona zbyt słaba. Zostawmy dużą politykę dla wyższych władz. Przecież w tym mieście wszyscy się znamy. Wielokrotnie przedstawiciele samorządu byli na spotkaniach Stolarki. Jeżeli ktoś uważa, że nasza działalność jest potrzebna i pozytywna, to myślę, że będzie działał w kierunku umocnienia tego, co zostało wypracowane przez ostatnich pięć lat. Właśnie w trosce o interesy klubu zgłaszałem dwa lata temu swoją kandydaturę do komisji sportu. Nie została ona jednak przyjęta.
– Czy próbowano wymóc na władzach wcześniejszy remont hali OSiR?
– Problem sali zgłaszaliśmy wielokrotnie. Efektów tego nie było żadnych. Nie konsultowano także z użytkownikami sali projektów modernizacji i remontu. Pozostaje teraz tylko zapytać, czy wołomińscy kibice zasługują na to by dojeżdżać do Radzymina. My ze swej strony możemy ich tylko przeprosić i zadeklarować pomoc w transporcie do radzymińskiej hali.
– Czy tegoroczny budżet Towarzystwa Siatkówki pozwoli na utrzymanie zespołu przez cały sezon?
– Naszym zmartwieniem jest to aby zebrać tegoroczny budżet. W planach będzie on jednym z najmniejszych w lidze. My jesteśmy stowarzyszeniem, nie prowadzimy żadnej działalności gospodarczej, a przede wszystkim nie posiadamy własnych obiektów.
– Co nawzajem macie sobie państwo do zaoferowania tzn. Stolarka i gmina Radzymin?
– Jest to nasz wspólny interes, pewne wyzwanie, tak dla nas, jak i dla gminy Radzymin, wyzwanie organizacyjnego sprostania stawianym warunkom oraz współczesnemu sportowi. Będziemy starali się, mam nadzieję wspólnie, stworzyć z każdego meczu widowisko. Naszym udziałem w tym będzie jak najlepsze zaprezentowanie się od strony sportowej. Zadaniem Radzymina będzie przyciągnięcie jak najszerszej liczby kibiców. Pocieszające jest to, że nie musieliśmy przenosić się do Warszawy, chociaż mieliśmy stamtąd dwa bardzo konkretne zaproszenia. Poza tym po spadku z IA Legii mamy nadzieję, że do Radzymina z czasem przyjeżdżać zaczną kibice z Warszawy. Nieszczęśliwie stało się, że porozumieliśmy się z Radzyminem tak późno. Przez to nie mogliśmy zgłosić tej hali wcześniej do telewizyjnych transmisji. Na pewno jednak nie zapomni o nas Warszawski Ośrodek Telewizyjny. Poza tym udane widowiska w radzymińskiej hali dadzą z czasem podstawy do ubiegania się o prawo do organizowania w przyszłości spotkań miedzynarodowej rangi. Myślimy, że nasza obecność w radzymińskiej hali pomoże jej kierownictwu w przyciągnięciu, tak ważnych w dzisiejszych czasach, nawet powiedziałbym nieodzownych, sponsorów. Cieszymy się, że będziemy mieli jeden z ładniejszych, ligowych obiektów.
– Dziękuję za rozmowę.
P.Ł
Wieści Podwarszawskie Nr 39 (498)
1 października 2000