Archiwum

20/04/2024

Huragan

Ośrodek Sportu i Rekreacji w Wołominie

Nie jestem siostrą miłosierdzia

Po kilku miesiącach przerwy do pracy z zespołem wołomińskiej Stolarki powrócił Krzysztof Felczak, człowiek zaufany, skromny i pracowity – człowiek sukcesu. Powrócił, aby ratować tonący okręt… Przecież jeszcze nie wszystko stracone.

– Zespół Stolarki Wołomin przeżywa ostatnio wyraüny kryzys. Nie są to tylko problemy finansowe, ale również kłopoty kondycyjne zawodników, zauważa się brak formy i odpowiedniej motywacji. Czy ma Pan pomysł na odbicie się od dna?

– Rzeczywiście pasmo nieszczęść i porażek w Stolarce oraz ogólna zła sytuacja klubu odcisnęły piętno na całym zespole. Chłopaki grają bez wiary w zwycięstwo. Czas odrodzić w nich wolę walki, oni przecież potrafią grać w siatkówkę, pokazali to już nie raz. W drużynie teraz najważniejsza jest dobra atmosfera, cierpliwość i zaufanie. Musimy grać i zdobywać punkty, trzeba chcieć wykorzystać swoje umiejętności i siłę, które w nas drzemią. Mocno do pomocy drużynie włączył się również Witold Roman, obecnie jest on moim asystentem. Razem powinno się udać.

– Odchodząc ze Stolarki miał Pan duży żal, przede wszystkim, do władz klubu. Została zaprzepaszczona rywalizacja w gronie najlepszych ekip siatkarskich w Polsce. Nie komentował Pan decyzji zarządu, ale postanowił odejść… Odejść po to, aby wrócić?

– W mojej poprzedniej przygodzie ze Stolarką więcej było romantyzmu. Teraz moja współpraca z klubem wygląda nieco inaczej, chyba bardziej dojrzale. Tym razem warunki zostały ustalone bardzo konkretnie, klarownie i realnie. Cel jest jeden, awans do najlepszej ósemki Serii B, a dalej zobaczymy. Najwyższa pora odnaleüć się na tonącym okręcie i odbudować to, co zostało zniszczone. Wszystko jest jeszcze do nadrobienia, trzeba mieć tylko wiarę w sukces.

– Głównym zmartwieniem wołomińskiego klubu jest brak pieniędzy. Zadłużenie praktycznie cały czas rośnie. Nie ma większych szans na poprawę budżetu. Nie obawia się Pan, że Stolarka ponownie będzie niewypłacalna i nie wywiąże się z kontraktowych obietnic?

– Jednym z podstawowych warunków mojego powrotu do pracy była spłata należnych mi zaległości finansowych i zapewniam, że zostało to uregulowane. Od tej jednak pory będę pracował w Stolarce społecznie, czyli za darmo. Nie interesują mnie póki co jakiekolwiek pobory finansowe. Chcę pomóc siatkówce w Wołominie i utrzymać przynajmniej zespół w Serii B. To jest teraz najważniejsze. Nie oznacza to jednak, że jestem siostrą miłosierdzia.

– Jeszcze kilka miesięcy temu nie chciał Pan pracować w klubie „na przetrwanie”, nie chciał Pan słyszeć o powrocie i podpisywać się pod tym wszystkim swoim nazwiskiem… A jednak?

– Tak. Kiedyś Stolarka dała mi wielką szansę. To właśnie w Wołominie spędziłem najpiękniejsze lata w swojej trenerskiej karierze, tego się przecież nie zapomina. Mimo licznych kłopotów było tu bardzo sympatycznie. Więc może właśnie teraz przyszedł czas na rewanż i odwdzięczenie się. Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby pomóc Stolarce.

– A co będzie jak się nie uda? Kiedy powrócą stare problemy znowu Pan odejdzie?

– Na pewno będę z zespołem do końca zasadniczej rundy rozgrywek, potem jednak już wszystko zależy od zarządu T.S. Stolarka Wołomin. Nie boję się porażki. Musimy się tylko odblokować. Chcę pobudzić tych chłopców, aby poczuli znowu, jak to jest być na fali. Będę trochę eksperymentował, ponieważ ciężko jest wskrzesić w nich ducha walki. Pora dopasować się do rzeczywistości. Wiem, że jest to ciężki moment w historii klubu, bo nie udało się ustrzec marszu w dół, ale mam ogromną nadzieję, że Stolarka nie zniknie z siatkarskiej mapy Polski. Daj nam Panie Boże utrzymanie!

Rozmawiał: Jakub Pietrzak

Wieści Podwarszawskie Nr 5 (617)
2 lutego 2003

Skip to content