Bez wiary i nadziei, chaotycznie i nieskutecznie. Tak od kilku tygodni wygląda gra naszych lokalnych siatkarzy w Serii B. Stolarka Wołomin przegrała kolejne spotkanie ligowe, ulegając tym razem Chemikowi Bydgoszcz 0:3.
Na ostatni w 2002 roku mecz pierwszoligowej siatkówki w Wołominie przyszło stosunkowo dużo kibiców. Wszyscy z jedną myślą: „dzisiaj na pewno wygrają, bo ile można przegrywać”. I mimo, że przeciwnikiem Stolarki był aktualny lider tabeli – BKS Chemik Bydgoszcz, to zwycięstwo było tylko kwestią wiary we własne możliwości. Dodatkowym atutem miało być oczywiście własne boisko i żądna triumfu publiczność.
Mecz rozpoczął się nieco później niż zwykle, bo o godzinie 19, tylko dlatego, że wcześniej na tym samym parkiecie 10 zwycięstwo z rzędu odnosiły koszykarki Banku Spółdzielczego Sure Shot Wołomin.
Ostro i zdecydowanie…
…rozpoczęli spotkanie goście z Bydgoszczy uzyskując czteropunktowe prowadzenie przy zerowym dorobku gospodarzy. Stolarka w składzie: Hubert Milewski (kpt.), Witold Roman, Grzegorz Otko, Jacek Małkowski, Maciej Wołosz, Maciej Kosmol, Tomasz Laskowski (libero) przez pierwsze minuty praktycznie nie istniała na parkiecie. Błędy Chemika i dobra zagrywka Grzegorza Otko sprawiły, że odrobiliśmy straty, przegrywając tylko 7:8, a potem 14:15. Kibice odżyli, a razem z nimi bydgoscy siatkarze. Dobra gra blokiem przyjezdnych sprawiła, że ataki Macieja Wołosza ze skrzydła zostawały po naszej stronie siatki. Przy stanie 16:20 wołomińska „żyleta” poczęła domagać się wejścia na parkiet Mariusza Firszta, krzycząc już tradycyjnie: „Sowa na boisko!” Dostali co chcieli, Sowa jednak najwyraźniej zapomniał skrzydeł, bo szybko na ziemię sprowadził go szczelny blok Chemika. Setową piłkę przez chwilę próbował jeszcze bronić Hubert Milewski, niestety na nic. Pierwszą partię wygrali nasi goście – 20:25.
Nic, naprawdę nic
Mimo, że początek drugiej odsłony sobotniego meczu wyglądał obiecująco, bo po ofiarnej i efektownej grze Stolarka prowadziła nawet 6:4 to sił i umiejętności wystarczyło tylko na kilka minut. Chemik cios za ciosem zaczął zdobywać punkty, po to aby po chwili wygrywać już 7:9 i zmusić trenera gospodarzy – Macieja Nowaka do przerwy dla drużyny. Czas na reprymendę już chyba tradycyjnie nie przyniósł zamierzonych rezultatów. Regularnie traciliśmy punkty nie potrafiąc powstrzymać w ataku Witolda Kostyniaka. Przy rezultacie 12:17 Stolarka postanowiła odrabiać straty. Rozpoczął z krótkiej Grzegorz Otko, a po przekątnej atakował Maciej Kosmol. Po mocnym „strzale” Firszta było 17:20, sił zabrakło więc dopiero w końcówce. Drugiego seta przegrywamy do 18, a cały mecz już 0:2.
Rozwiązać to w cholerę
Biednemu to zawsze wiatr w oczy. Nie dość, że Stolarka nie radziła sobie w żaden sposób z liderem, to jeszcze pojawiły się problemy zdrowotne. Tomaszowi Laskowskiemu odnowiła się kontuzja kolana i musiał opuścić pole gry. Na pozycji libero zastąpił go, chyba najbardziej wszechstronny zawodnik Stolarki – Hubert Milewski. Roszada ta nie przyniosła jednak diametralnej zmiany w sposobie gry i przyjęciu piłki. Bydgoski Chemik grał bardzo konsekwentnie i równo. Kontrolował sytuację na boisku prowadząc 4:10. Kiedy trener Nowak poprosił o pierwszą w tym secie przerwę jeden z siedzących obok mnie kibiców wyraził swój pogląd: – Rozwiązać w cholerę ten zespół, będzie spokój!
Racja, to też jest metoda uśmierzająca ból, ale może zarząd T.S Stolarka Wołomin ma lepsze pomysły, bo w ostatnim czasie zdecydowanych decyzji nie brakowało. Nerwowa atmosfera udzieliła się również miejscowym zawodnikom, przy stanie 6:15 mecz przypominał żenujące widowisko i wzbudzał oburzenie. Przegrana Stolarki w III secie 13:25 była totalnym kataklizmem. Chemik wygrał tego dnia wszystkie partie w Wołominie i zainkasował kolejne punkty tracąc jednak pozycję lidera na rzecz zespołu z Bielsko – Białej, który ma rozegrany o jeden mecz więcej.
Nr 50 (611) Wieści Podwarszawskie
15 grudnia 2002