Stolarka Wołomin przegrała kolejny już trzeci z rzędu meczu przed własną publicznością. Tym razem uległa drużynie warszawskiej Politechniki 0:3. Według zawodników i działaczy to wina hali sportowej i presji lokalnych kibiców.
Zwycięstwa Stolarki Wołomin w meczach wyjazdowych (9.11 Bielsko Biała – Stolarka 1:3) pozwoliły jej 16 listopada walczyć na własnej hali o miano lidera Serii B. Na drodze do sukcesu stanęła drużyna Politechniki Warszawa, która przyjechała do Wołomina bardzo zmotywowana i żądna triumfu. W zespole gości w roli kapitana występował Marcin Drabkowski, były siatkarz wołomińskiej Stolarki. Jednak szansy zaprezentowania się przed ekskibicami nie dał mu trener Lech Zagumny, który posadził popularnego „Drabcia” na ławce rezerwowych.
Gospodarze nie ukrywali, że wygrana przed własną publicznością to cel priorytetowy i musi wreszcie doczekać się realizacji. Na tę okoliczność „stolarze” przyodziali nawet nowe kanarkowe stroje, ale była to niestety jedyna rzecz, jaką mogli pochwalić się tego dnia podopieczni trenera Macieja Nowaka. Stolarka przy dopingu tylko tych najwierniejszych kibiców wyszła na parkiet w następującym składzie: Witold Roman, Grzegorz Otko, Jacek Małkowski, Maciej Wołosz, Hubert Milewski (kapitan), Maciej Kosmol, Tomasz Laskowski (libero).
„Polibuda” lepsza od początku
Pierwszą partię gospodarze zaczęli obiecująco, pewnie zaatakował młody Kosmol i było 1:0. Jak się jednak za chwilę okazało było to ostatnie prowadzenie Stolarki w tym secie. Politechnika systematycznie zdobywała punkty i po kilku mocny serwisach i atakach, których w żaden sposób nie potrafili przyjąć siatkarze z Wołomina, prowadziła 7:10. Wtedy też o przerwę musiał poprosić trener Nowak. Stolarka starała się odrabiać straty, ale uderzenia Wołosza i Milewskiego ze skrzydła okazały się niewystarczające. AZS grał dobrze na środku, bez zarzutu funkcjonował blok i atak z krótkiej. Po kolejnej „czapie” na Wołoszu i przy stanie 10:15 dla przyjezdnych, Nowak poprosił sędziego z Bydgoszczy o drugi czas dla drużyny. Wskazówki szkoleniowca nie zmieniły obrazu gry, Stolarka nie potrafiła przyjąć zaledwie poprawnych zagrywek warszawskich siatkarzy; Konrada Małeckiego i Pawła Woickiego. Przy rezultacie 16:24 Politechnika nieco się rozluźniła, setowe piłki ratowali najpierw Otko blokiem, a później Milewski fartem. Ostatecznie jednak i tak górę wzięła „Polibuda” wygrywając pierwszego seta 19:25.
Najdłuższa akcja meczu
Druga odsłona przebiegała ponownie pod dyktando AZS-u. Wynik 0:3 mówił sam przez się. Ta kilku punktowa różnica utrzymywała się, aż do chwilowego zrywu Stolarki, albo raczej do zastoju Politechniki. Gospodarze zdołali wyrównać do stanu 10:10. Potem nawet przez chwilę prowadzili 15:14 głównie za sprawą mocnej zagrywki Macieja Wołosza. Na tej przyjemności się jednak skończyło. As serwisowy Szczurowskiego i błąd Stolarki sprawiły, że warszawianie prowadzili 18:20, a po potrójnym i co najważniejsze, skutecznym bloku doprowadzili do drugiego już tego dnia „meczbola” – 21:24. Mając nóż na gardle siatkarze z Wołomina poczęli bronić się rozpaczliwie, dzięki czemu przez chwilę kibice obejrzeli naprawdę solidną, widowiskową siatkówkę na wysokim poziomie. Po najdłuższej akcji meczu i wręcz fenomenalnej grze Huberta Milewskiego o dziwo na tablicy wyświetlił się remis 24:24. Trwa okres tak zwanej gry „punkt za punkt”. Sztuczne podtrzymanie miejscowym kibicom atakiem po przekątnej ponownie zapewnia „Miluś”. Samemu jednak partii wygrać się nie da. Politechnika zdobywa dwa punkty przewagi i wygrywa seta 26:28, prowadząc w spotkaniu już 0:2.
Ostatni, ostatni!
Trzeci set zgodnie z przewidywaniami publiczności okazał się być ostatnią potyczką w sobotnich derbach Mazowsza. Początek, owszem, wyrównany, remis 5:5 i nadzieja, która szybko znalazła swoje głupie dzieci. AZS odskoczył na cztery punkty i ani myślał już odpuszczać. Trener Zagumny wiedział, że jego zawodnicy poradzą sobie z grającą jeszcze kilka miesięcy temu wśród najlepszych w kraju Stolarką Wołomin. Przy stanie 9:13 Maciej Nowak wpuścił na parkiet Mariusza Firszta, którego usilnie domagali się kibice z lokalnej „żylety”. „Sowa” (M. Firszt – przyp. red) zastąpił zmęczonego już chyba Wołosza, ale nie wniósł w szeregi Stolarki ożywienia i diametralnych zmian. Po kompromitujących błędach środkowych z Wołomina było już 10:15 i 12:17. Politechnika podobnie jak w secie II w końcowych minutach stanęła na chwilę tracąc kilka punktów. Podwójny blok Stolarki sprawił, że odżyły szanse na „urwanie” chociaż jednej partii. Goście mieli tylko jedno oczko przewagi prowadząc 20:21. Końcówkę rozegrali jednak po profesorsku rzucając Wołomin na kolana. Trzeciego seta „Polibuda” wygrała 21:25 i w konsekwencji zasłużenie całe spotkanie aż 0:3.
Miny siatkarzy i kibiców Stolarki chyba najlepiej oddawały nastrój, jaki panował na hali OSiR-u w Wołominie. Panowie, zepsuliście ludziom kolejny sobotni wieczór! Ale rozumiem – jak można grać i wygrywać bez motywacji. Walczyć z myślą, że nawet będąc najlepszym w Serii B nie ma się prawa ponownie awansować do grona najlepszych drużyn w Polsce. Łatwo było się sprzedać… kupić będzie o wiele trudniej.
Jakub Pietrzak
Nr 47 (607) Wieści Podwarszawskie
24 listopada 2002