Archiwum

Huragan

Ośrodek Sportu i Rekreacji w Wołominie

Surowa lekcja lidera

Huragan Naftgaz Wołomin – Wisła Płock 1:6

Pierwsze dwa kwadranse nie zwiastowały jeszcze pogromu, co więcej na początku to właśnie Huragan przeważał i już w 10. minucie Zbrzeźniak po dokładnym prostopadłym zagraniu Bakuna strzelił na 1:0. Ostrzeżeniem był 2 minuty później strzał gości w słupek. Gra toczyła się w środkowej strefie boiska, którą chciały opanować obie drużyny. W 18. minucie mogło być już 2:0, ale Nagraba będąc jeden na jeden z bramkarzem Płocka zgubił piłkę i nic z tego nie wyszło. Z minuty na minutę zaznaczała się przewaga Wisły, która grała ostrym pressingiem i przede wszystkim w przeciwieństwie do Huraganu dokładnie i spokojnie rozgrywała piłkę. Im bliżej było do końca pierwszej połowy, tym coraz większe błędy popełniał zespół z Wołomina. Gospodarze starali się korzystny wynik doprowadzić do przerwy, lecz mimo rozpaczliwej niekiedy obrony nie udała się ta sztuka. Po prostu gol wisiał w powietrzu. Dwukrotnie z bliskiej odległości znakomicie wybronił Wojdyna, ale w 43. minucie był bezradny, kiedy to zawodnik Płocka zupełnie bez krycia strzelił gola z 10 metrów. Gdy wydawało się, że remisem zakończy się pierwsza połowa, strzałem z 25 metrów w dziwny sposób dał się zaskoczyć Wojdyna. I szybko Huragan stracił prowadzenie, a potem remis.

Mimo tego mocnego uderzenia kibice liczyli na silny charakter tego młodego zespołu i lepszą grę w drugiej odsłonie. A tymczasem wszystkich spotkał srogi zawód, mało tego, że Huragan nie strzelił gola, to stracił cztery i oddał może ze dwa strzały w światło bramki. Wisła w pełni kontrolowała wydarzenia na boisku, twardo „dusiła” w zarodku wszystkie akcje miejscowych. Sama zaś mając dużo przestrzeni, groźnie atakowała co chwila stwarzając zagrożenie pod bramką Wojdyny. Brakowało w grze wołominiaków tego, czego im nigdy nie brakowało, a mianowicie ambicji. W zasadzie nie podjęli walki, wprawdzie rywal rzeczywiście był bardzo dobry, ale można chociaż było powalczyć. Wisła prowadząc 1:3 więcej biegała od starającego się wyrównać Huraganu. Kolejnym mankamentem podopiecznych Stanisława Kralczyńskiego było bezsensowne ciągłe zagrywanie na Zbrzeźniaka. Zamiast spróbować zagrać na drugie skrzydło, to bezustannie wszyscy grali na Zbrzeźniaka, jeszcze żeby chociaż dokładnie. Linii pomocy w ogóle nie było, w środku była luka, po której hasali sobie bezpańsko zawodnicy z Płocka. Brakowało kogoś kto by mądrze,spokojnie i precyzyjnie rozegrał akcję. W sumie skończyło się wysoko, a mogło być jeszcze wyżej, gdyby nie bramkarz, który musiał ratować zespół po kompromitujących błędach obrony. Tego dnia chyba wołominiakom nie bardzo chciało się grać, albo to Wisła tak skutecznie wybiła im piłkę z głowy.

Maciej Bakun

Nr 39 (600) Wieści Podwarszawskie
29 września 2002

Skip to content