Huragan Naftgaz Wołomin – Radość Warszawa 0:2
Wołominianie przystępowali do tego meczu na luzie i pewni końcowego sukcesu, jedyną kwestią była ilość strzelonych goli. No i początek meczu nie zwiastował końcowego rezultatu, wprawdzie drużyna prezentowała się w pierwszej połowie słabo, ale stworzyła kilka sytuacji podbramkowych, które mogły zakończyć się golem. Goście zaś ograniczali się do groźnych kontr.
W 25 minucie jeden z takich wypadów mógł zakończyć się golem dla Radości, ale Miałkowski w ostatniej chwili wślizgiem uratował zespół przed utratą bramki. Mimo to Huragan przeważał, częściej był przy piłce, ale rażąca niedokładność nie pozwalała na wypracowanie czystej sytuacji strzeleckiej. W 30 minucie najlepszej sytuacji nie wykorzystał Rutkowski, który z 7 metrów nie trafił w bramkę. Zbrzeźniak też próbował, ale albo nic z tego nie wychodziło, albo nie dostawał dokładnych podań. W 35 minucie kolejna akcja gospodarzy, która powinna się zakończyć golem, ale Koryciński zamiast strzelić podał piłkę bramkarzowi. Chwilę później po zamieszaniu w polu karnym gości nikt nie potrafił wepchnąć piłki do bramki. Tak więc pierwsza połowa nie obfitowała w wiele sytuacji podbramkowych i ogólnie była nieciekawa.
Można było myśleć, iż podopieczni Stanisława Kralczyńskiego zlekceważyli rywala, który jest znacznie niżej w tabeli od wołominian, ale w drugiej połowie pokażą kto tu rządzi na boisku i kto ma aspiracje na awans. A tymczasem w drugiej połowie piłkarze przyjezdnych zepchnęli Huragan do obrony i to oni przejęli inicjatywę, natomiast miejscowi grali tak, jakby tego dnia grali wcześniej przynajmniej dwa mecze. Grali bez werwy i przekonania. W 50 minucie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego i główce Radość objęła prowadzenie. Zaraz po tym mogli szybko strzelić na 0:2, ale obrońca wybił piłkę sprzed bramki. Ale co się odwlecze… W 63 minucie po błędach obrony napastnik warszawiaków ładnym lobem strzelił na 0:2. Huragan próbował się zmobilizować i zaatakować, ale zamiast grać zaczęły się dyskusje między piłkarzami. Zbrzeźniak miał najwięcej pretensji do kolegów, czasami słuszne, ale co z tego, kiedy sam grał słabo. W 80 minucie wołominianie mieli rzut wolny pośredni w polu karnym i zamiast spokojnie to rozegrać, to „Kaczorowi” zbyt szybko chciał wykonać wolnego i nic z tego nie wyszło. Mur stałby na linii bramkowej i szanse na bramkę były spore. A gol w tym momencie mógłby bardziej zmobilizować gospodarzy i być może coś by się zmieniło. A tak zakończyło się pierwszą porażką u siebie od niepamiętnych czasów.
Chłopcy chyba zbyt wcześnie uwierzyli, że są niepokonani. Najwyższa pora zejść na ziemię i ciężko pracować, bo jeszcze dużo pracy przed nimi.
Maciej Bakun
Nr 15 (576) Wieści Podwarszawskie
14 kwietnia 2002